Re-read: Arcadia, Tom Stoppard

Bardzo się cieszę, że po drugim czytaniu mogę potwierdzić, że to moja ulubiona sztuka – ex aequo z The Importance of Being Earnest Wilde’a, jednak z całkowicie różnych powodów.

Brak mi wiedzy, która w pełni pozwoliłaby docenić zawartość naukowej części tekstu, jednak z tego co rozumiem wynika, że jest on jednocześnie pro-naukowy i pro-humanistyczny, oferując możliwość teoretycznego opisania świata za pomocą formuł matematycznych, ale tylko w bezruchu, jako że ludzka nieprzewidywalność – i brak logiki działania – prowadzą do zaburzenia algorytmu, który miałby w deterministyczny sposób opisać całą przyszłą historię świata. Jednocześnie kierunek, w którym zmierza wszystko, to nieodwracalny bezruch i homogenizacja ryżowego puddingu. Jak zwykle powiało optymizmem, ale jakoś ostatnie nuty tekstu nie zachęcają do samobójstwa dla uprzedzenia nieuniknionego końca świata.

Boli świadomość dalszych przykrych losów postaci dziewiętnastowiecznych, a jednocześnie, mimo całej antydeterministycznej zawartości sztuki, zdaje się, że losy postaci współczesnych także są przesądzone z perspektywy jakiegoś czasu przyszłego, do którego jednak brak nam dostępu. Wszystkie echa i powtarzające się motywy, a przy tym wspólna przestrzeń dla obu płaszczyzn czasowych sugerują raczej jakiś olbrzymi okrąg, w którym wszystko dzieje się zawsze i od nowa.

Nie mogę też do końca nacieszyć się dowcipnością niektórych dialogów, zwłaszcza w pierwszej części tekstu i sympatią dla Thomasiny i Septimusa, którzy, mimo że istnieją na ledwie 100 stronach tekstu, są jednymi z moich ulubionych postaci w całej historii literatury.

Leave a comment