Fight Club, Chuck Palahniuk

Daamn. Ciekawa jestem jak odebrałabym Fight Club, nie oglądając wcześniej filmu. Bo wydaje mi się, że w książce od początku wszystko wygląda jak sen. Pewnie pomyślałabym super, narrator cierpi na bezsenność, więc jest to oddane w tym co mówi.

Ale potem już może spać, ale jego życie nadal wygląda jak sen. Praca, w której właściwie cokolwiek przestaje się dziać. Marla, która jest to tu to tam.

Kurde, serio żałuję, że obejrzałam ten film. Gdyby nie to, pewnie rozważałabym teraz “mieć czy być?” i “wowowowow, Tyler Durden”. No ale to wszystko już wiedziałam. I rozważałam po obejrzeniu filmu. Więc meh.

Chociaż. Nadal interesuje mnie, dlaczego koleś kompletnie nie poddał się Tylerowi. Przecież wiedział, że nie może tego zatrzymać, chciał umrzeć, więc czemu zabierać go razem z sobą? I próbować niszczyć jego plan? Kamą. Na początku sam chciał być jak Tyler Durden, a pod koniec “eee, może jednak nie?”. Pff. Ppl.

Leave a comment